niedziela, 27 stycznia 2013

Zew natury cz. 1

     Dzisiaj dzień kempingu z Justinem, a ty jeszcze nie zbyt jesteś gotowa, a on ma tu być za godzinę. Najwyższy czas spakować jakieś wdzianka i kosmetyki ma się rozumieć. Niby 2 dni, ale musisz nawet tam wyglądać perfekcyjnie. Jesteś w końcu kobietą. To twój obowiązek przewracać w głowach mężczyzn nawet gdy masz już tego jedynego. Uśmiechasz się zadziornie gdy o tym myślisz. Rozpalisz ich, a potem mówisz, że już masz swojego księcia. Mała sadystka z Ciebie...
     Jesteś bardzo podekscytowana tym wypadem, bo kochasz te klimaty. Łono natury, zapach przyrody, piękne łąki, świergoczące ptaszki... romantyczność czuć z daleka. jeszcze seksowny chłopak z kaloryferem do tego... Masz wspaniałego chłopaka, nie możesz tego nigdy zepsuć.
     Za bardzo pochłonęłaś się w tych rozmyślaniach... Czas upływał, więc maznęłaś sobie szybkie ale idealne kreski pod oczami, do tego delikatny makijaż i mascara na rzęsy. Jest dobrze, co jak co ale makijaż robisz perfekcyjny. Jeszcze tylko granatowy lakier na paznokcie i look gotowy.
     Gdy już kończysz, spostrzegasz się że za chwilę przychodzi Justin... spanikowałaś, bo jeszcze nie wszystko spakowane, a on nie należy do zbyt cierpliwych osób. To co chce musi dostać tu i teraz... Uśmiechasz się na tę myśl i wrzucasz jakieś przygotowane wcześniej ubrania do torby niezdarnie i zamykasz.
     Dzwonek do drzwi podczas gdy ty ubierasz się do wyjścia. Nie jest tak źle, wyrobiłaś się.
- Już idę Kochanie!
     Przywdziewasz szpilki na nogi... swoją drogą jak w nich ujdziesz to nie wiesz, ale są sexy.
     Wychodzisz i widzisz Justina... koszulka ze Spongebob'em, do tego jakieś wzorzyste spodenki i czerwone Supry. Trochę to wygląda, no cóż... zabawnie.
- Hej, seksowny Aniele. Mmm, cóż za buty... Czy to nie Louis Vuitton na urodziny ode mnie? Są przepiękne, ale jak się nie wywrócisz na trafie to będzie jakiś cud - słodki pocałunek na przywitanie. - Pójdę po torby i zaniosę do bagażnika.
- Ja Ci pomogę przy nich, bo trochę ich jest... - uśmiechasz się.
- Nie Skarbie sam się tym zajmę, a ty już wsiadaj do samochodu.
     Skoro tak bardzo tego chce to już nie będziesz się droczyć. Wsiadasz do wozu i cieszysz oczy widokiem pracujących mięśni Justina. Widział to, bo puścił do Ciebie oczko. Uśmiechnęłaś się i za chwilę już był w samochodzie.
- Gotowa na bliskie spotkanie z naturą? - mówi zapalając silnik.
- Jasne, czekałam już długo na ten wyjazd, odpoczniemy, zrelaksujemy się. To był dobry pomysł. - mówisz i całujesz go w polik.
- No to ruszamy. Przyrodo nadchodzimy! Hahah... - zakrzyknął żartując i ruszyliście z podjazdu.
- Dobrze, że pogoda nam dopisała - był wiosenny ciepły dzień.
- Tam gdzie jedziemy też zawsze jest ładna pogoda. I dosłownie parę od polany jest bajoro.
- Mam nadzieję, że zabrałeś wędki? - mówisz do niego, on wie jak bardzo lubisz wędkować.
- Ależ oczywiście, wędki najwyższej klasy. Jakby się napatoczył rekin to nawet i go złowią. - uśmiecha się spoglądając na Ciebie. Robi Ci się gorąco od tego spojrzenia. - Pocałowałbym Cię teraz, bardzo mam na to ochotę... No,ale wiesz nie chcę nas narażać na niebezpieczeństwo. Chociaż w sumie...
     Mówi i przybliża się do Ciebie z przygotowanymi ustami do pocałunku. Całujecie się sekundę czy dwie.
- Ohh, od razu mi lepiej... - powiedział i cały się rozpromienił.
     Jedziecie jeszcze pół godziny. Wjeżdżacie jakąś wąską drogą do lasu i nie mija parę minut gdy widzisz już piękną polanę i ani żywej duszy. Wysiadacie i podziwiacie widoki.
- Tutaj jest przepięknie. Dokoła drzewa i... czy to jest sarna? Tam... widzisz? - wskazujesz na drzewa jakieś 60 metrów od was.
- Ooo, tak widzę.
     Sarna po chwili jednak znika pośród drzew.
- Rozłożymy się i pokażę Ci jeziorka - mówi całując Cię w czoło.
- Okej, jestem za.
     Otwierasz bagażnik i wyciągasz pudełko w którym jest namiot, ale nie zwracasz uwagi na opakowanie tylko od razu dajesz je Jusowi.
- Idź się przejść i odetchnij świeżym powietrzem, ja się zajmę rozłożeniem. Tylko nie odejdź zbyt daleko, bo mi się zgubisz... - znowu pocałunek.
     Zrobiłaś to co Ci doradził, bo rzeczywiście był weekend, a ty byłaś padnięta po tygodniu nauki w szkole i tej całej męki z nią związanej. Idziesz przed siebie i zagłębiasz się bardziej w las jednak nie tracisz orientacji i wiesz jak wrócić. Odchodzisz dalej, zagłębiasz się bardziej... W końcu czujesz się trochę zmęczona od tego chodzenia i postanawiasz się oprzeć o drzewo i pogrążasz się w myślach. Po chwili świergotanie ptaków i cichy szum drzew sprawia, że zasypiasz u podnóża brzozy.

3 komentarze: