Justina już od dwóch tygodni nie ma w domu bo jest cały czas w trasie, a ty zaczynasz za nim strasznie tęsknić więc piszesz do niego SMS'a "Justin, przyjedź do mnie bo ja tu zwariuję niedługo sama" Justin: "Akurat nie mam jutro koncertu więc wsiadam w samolot i będę za godzinę, papa Kociaku ;**"
Jak powiedział tak zrobił, za około godzinę pojawił się w drzwiach.
- No hej Kochanie, bardzo tęskniłaś słyszałem - wydyszał bo chyba z samolotu biegł do Ciebie.
- No tak bo już tak długo nie czułam twoich ust na swoim ciele i nie słyszałam twojego zmysłowego głosu...
- Dzisiaj możemy to nadrobić...
Podnosi cię swoimi silnymi ramionami i zanosi na wasze wygodne i wielkie łóżko i delikatnie na nim kładzie.
- Chcesz dzisiaj delikatnie czy bardziej na ostrro?
- Justin, jestem bardzo napalona na Ciebie ale dzisiaj proszę delikatnie - powiedziałaś mu prosto w oczy i pocałowałaś delikatnie w usta.
Odwzajemnił z pasją pocałunek ale nie trwało to długo bo za chwilę rzucił się na Ciebie jak dziki ogier. Zrzucił z Ciebie wszystko co miałaś na sobie. Zaczął całować powoli twoją szyję co wywołało dreszcze na Twoim ciele, a potem schodził coraz niżej i niżej... Przez twoje piersi, przez gorący brzuch, doszedł do Niej. Zwilżył swój palec wskazujący i środkowi i kolistymi i powolnymi ruchami gładził okolice łechtaczki.
- Oh tak Justin, nie przestawaj jesteś dobry.
- Skarbie nie przestanę skoro tak to lubisz - powiedział z delikatną chrypką i pocałował łechtaczkę.
Druga jego ręka zlądowała na piersi i objęła ją całą. Justin widząc że jesteś w niebie chciał doprowadzić Cię do orgazmu więc wysunął język i delikatnie wsunął go w Ciebie. Ahh, co to było za uczucie poczuć ten jego ciepły i szybki oddech w środku...
Zaczynałaś głośno jęczeć co bardzo podniecało Justina i w końcu nie wytrzymał zdjął swój T-shirt (ten jego kaloryfer)i spodnie razem z majtkami, wyjął Jerrego który był od dawna już gotowy i z delikatnością myszy wszedł w Ciebie.
Justin przysunął Cię bliżej do siebie aby móc wejść głębiej i wpatrywał się w twoje oczy.
- Mówiłem Ci już kiedyś że twoje oczy są piękne? Są dla mnie jak jasny wschód słońca próbujący się dostać do pomieszczenia w upalny ranek... Nie mogę przestać na nie patrzeć - powiedział szeptem nie przestając robić tego co robił.
- Tak mówiłeś Misiek, ale twój srebrzysty brąz... W nim też można się łatwo zakochać.
Justin przyspieszył. Obrócił was na bok tak że leżeliście twarz przy twarzy. Czułaś jego oddech, on czuł twój. Wbiłaś się bez ostrzeżenia i z wielkim szaleństwem w jego soczyste i wielkie usta i całowałaś bez opamiętania. Twój Ukochany miał dobry dostęp do najdalszych czeluści twojej nawilżonej Jaskini Cudu i te ruchy jakie wykonywał i w jakim tempie to wszystko sprawiło że poczułaś jak dochodzisz.
- Justin nie zatrzymuj się, ja dochodzę. JUSTIN GŁĘBIEJ PROSZĘ, GŁĘĘĘBIEJ!! - wrzasnęłaś odrywając się od jego ust co Justina trochę zaskoczyła i przeraziło.
- Spokojnie Skarbie ja też jestem blisko szczytu więc na pewno nie przestanę, a nawet przyspieszę. - powiedział i tym Cię uspokoił.
Zanurzył rękę w twoich gęstych włosach i przyciągnął bliżej. Przyspieszył tak że szybciej nie mógł. Ty zaczęłaś się wyginać aby przyspieszyć to co nadchodziło.
- AAAH, Skarbie to już... - wydyszałaś prosto nad jego uchem.
Justin pchał się głębiej i głębiej aż w końcu poczułaś ciepło które wypełniło Cię od środka. Ciepło które było tak przyjemne że mogłabyś tak zasnąć od razu.
- Ochh, to było coś... niesamowitego. Sex z Tobą jest zawsze niezapomniany, to jest to o czym myślałem i czego zaczynałem pragnąć w trasie nie zapominając oczywiście o wielkiej tęsknocie za Tobą...
- Kocham Cię Justin, sprawiasz że czuję się jak w niebie i wiem że mam dla kogo się codziennie budzić, bo jesteś ty, nawet jak nie ma Cię obok to to wyczuwam twoja obecność.
- Jestem przy tobie zawsze chociaż czasami nie ma mnie fizycznie. Kocham Cię i będę już zawsze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz